I to dzięki naszym politykom, którzy ustanowili, ewentualnie nie zmienili takiego prawa…
Wczoraj znalazła rozwiązanie dość głośna w moim mieście sprawa. Pozostaje sobie zadać pytanie czy właśnie takiego rozwiązania oczekiwaliśmy? Jako pacjenci, obywatele czy po prostu obserwatorzy.
Rektor Akademii Medycznej we Wrocławiu jednak pozostanie na swoim stanowisku pomimo przedstawienia mu bardzo poważnych zarzutów, mianowicie dokonania plagiatu w pracy habilitacyjnej. Nie widziałem tej pracy (jedynie urywek w lokalnych wiadomościach, gdzie na żółto zaznaczone było 80-90% pokazanego tekstu), także na ten temat nie będę się wypowiadał, jednak nie o to tu chodzi. Otóż jak się okazuje, rektor może zostać odwołany tylko w wypadku „rażącego złamania prawa”. Czyli jak złym czy nieudolnym rektorem by się nie okazał, jak wiele błędów w zarządzaniu by nie popełnił, jakby nie traktował swoich podwładnych, generalnie jak niekompetentny by nie był, nie można go odwołać dopóki nie złamie prawa i to „w rażący sposób”. Co najśmieszniejsze nie może zrobić tego nawet minister zdrowia (o prezydencie nie wspominając), także uczelnia pozostaje całkowicie poza jakąkolwiek zewnętrzną kontrolą (społeczeństwa czy rządu), nie licząc mediów. Sądzi sama siebie, co byłoby może dobre w czasach PRLu jednak teraz wygląda to na tworzenie towarzystwa wzajemnej adoracji, ewentualnie prywatnego folwarku Pana Rektora.
Minister Zdrowia-Ewa Kopacz, która z całą pewnością zapoznała się ze sprawą, podjęła zdecydowane działania aby rektor już rektorem nie był. Jednak kompetencje jakie miała pozwalały tylko na zawieszanie go (co najmniej dwukrotne, jednak w takim razie to kto tworzy takie zasady jak nie politycy?), z czego skorzystała.
Wczoraj odbyło się zebranie rady uczelni (podwładnych zainteresowanego), która to rada doszła do wniosku, że oskarżony nadal będzie pełnił swoje obowiązki na tym samym stanowisku (o tytułowej podwyżce chyba nie było mowy ale znając życie kompetencję do jej ustalenia ma sam rektor).
Jak podano w programie „Fakty”, został na stanowisku prawdopodobnie dzięki głosom studentów. Myślę, że jest to najbardziej pesymistycznie nastrajająca informacja w całej tej sprawie. Nowe pokolenie zamiast starać się zmieniać nasz kraj na lepsze, bez żadnego zażenowania, opowiada się za starymi „układami”, które być może są korzystne dla ich uczestników (oczywiście po jakimś czasie, bo często działają na zasadzie fali) ale na pewno nie są sprawiedliwe ani nie leżą w interesie całej reszty, dla której to uczelnia podobno istnieje (bo przecież nie sama dla siebie). Przedstawicielka studentów powiedziała wprost do kamery: „mam nadzieję, że ta informacja dojdzie do ministerstwa” czyli coś w stylu: to nasza uczelnia, my tu robimy co chcemy a wy się od nas odczepcie, bo my jesteśmy najmądrzejsi i to jest nasz wewnętrzna sprawa. Otóż nie. Studentka zapomniała, że ta uczelnia jest utrzymywana z podatków całej reszty w celu wykształcenia przyszłych lekarzy, którzy to z kolei powinni dbać o interes pacjentów a nie własnej grupy społecznej. Widzę dla co najmniej 26% członków rady, etyka zawodowa to dbałość o interesy ludzi wykonujących ten sam zawód.