Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mamy dwie grupy koczowników. W pierwszej nie ma żadnej tolerancji dla słabości, obowiązuje ciągła rywalizacja a jednostki, które nie mają z różnych powodów sił są zostawiane i w samotności czekają na pewną śmierć. W drugiej natomiast obowiązuje współpraca między członkami grupy, wszelkie waśnie i spory są rozwiązywane tak aby nie przeszkadzać w osiąganiu celu grupy jakim jest przeżycie a osobnikami chorymi reszta się opiekuje.
Dla wielu większe szanse na przetrwanie, abstrahując od moralności takiego poczynania ma grupa pierwsza. Bo przecież rywalizacja między osobnikami szlifuje charakter i umiejętności a nie jak podpowiadałby zdrowy rozsądek dezorganizuje działania grupy, gdy konflikt toczy się na przykład o władzę, bo grupa oczywiście jest zhierarchizowana co oczywiście ma gwarantować porządek. Co z tego, że członkowie zamiast działać na korzyść swoją lub całej grupy zaczynają rzucać innym członkom kłody pod nogi, przecież to rywalizacja w myśl niektórych idei jest gwarantem rozwoju społeczności.
Drugim gwarantem przetrwania pierwszej grupy według tych ciężko definiowalnych idei czy ideologii (które można by nazwać konserwatywnym liberalizmem a w skrajnych przypadkach faszyzmem, generalnie chodzi mi tu o mocno tradycjonalistyczne wierzenia ludowe, których główną cechą jest krótkowzroczność co do skuteczności działań, nie mówiąc już o moralności, która przecież nie może stać na przeszkodzie rozwoju czego przykładem jest działalność niejakiego Adolfa H.), jest zasada, że każdy musi sobie radzić sam a „słabe jednostki” muszą być odcięte od reszty bo spowalniają grupę.
To chyba najgłupsze założenie bo działając z nim w zgodzie grupa ma coraz mniej członków, aż w końcu jest ich tak mało, że nie są w stanie sami przetrwać. Co z tego, że zostawiali wcześniej kogoś kto na przykład lekko skręcił nogę przez co nie nadążał za resztą przez tydzień, po którym noga go boleć przestała. Niestety nie miał jak się z tego cieszyć bo dwa dni później umarł z głodu. Potem grupa „tych twardych” zostawiła innego członka ponieważ więcej jadł niż umiał upolować zapominając o tym, że odkrył metodę radzenia sobie ze złamaniami, co pozwalałoby na utrzymanie stałej liczby członków.
Grupa druga, ta, w której każdy może liczyć na pomoc reszty natomiast, posłuchała pierwowzoru lekarza i pozwoliła mu opatrzyć złamaną nogę u jednego ze swoich członków, a ponieważ była zmuszona spędzić w jednym miejscu cały miesiąc musiała nauczyć się prowadzić osiadły tryb życia. Myślę, że pomimo wszystko jesteśmy potomkami członków tej pozornie słabszej i bardziej „miękkiej” grupy.
Tutaj jak się okazuje, to co uznajemy za moralne czy po prostu ludzkie zachowanie jest także zachowaniem skutecznym jeśli chodzi o osiągnięcie celu jakim jest fizyczne przetrwanie.
Dzisiaj, członkiem grupy jaką jest Unia Europejska, który znalazł się w ciężkiej sytuacji jest Grecja, a głównymi pokrzywdzonymi jej obywatele, którzy nie znikną nagle z powierzchni Europy lecz będą, jako jednostki na niej trwać doświadczając coraz więcej życiowych cierpień. Jeżeli nie pomoże się teraz pozostaną dwa wyjścia. Albo pomoc doraźna, która jak wiadomo nie jest najlepszym rozwiązaniem, albo patrzenie na coraz większe ubóstwo i niepokoje w tym społeczeństwie. Jak widać, kryzys może przydarzyć się w każdym kraju, tak więc polityka zostawiania w tarapatach, każdego kto się w nich znalazł jest generalnie rzecz biorąc niekorzystna tak jak niekorzystny jest brak ubezpieczenia zdrowotnego i działa źle dla całej wspólnoty, która jest przecież trochę jak zbiór naczyń połączonych.
Ktoś powie, że nas na to nie stać. Uważam, że nie stać nas na to, żeby w naszych szeregach znajdował się kraj dotknięty biedą i patologiami, które przecież nie znikną ale będą się pogłębiać, z resztą w Unii Europejskiej jest wiele krajów a bankrutuje tylko Grecja, która nie wiedzieć czemu zostaje zmuszana do ratowania własnej gospodarki sięgając po pieniądze tych najmniej zarabiających. Jeżeli nie będziemy pomagać państwom, w których dzieje się źle, za kilkadziesiąt lat cała Unia może być dotknięta podobnym problemem, który ma konsekwencje przez lata. Nie na darmo tak wielkie bezrobocie czy ogólnie rzecz biorąc kryzys, nazywa się traumą społeczną.
Jeżeli dopuścimy aby Greków dotknęło bankructwo ich kraju to jednocześnie pozwolimy na to aby w UE jeżeliby ją porównać do jabłka znajdował się wielki robak, bo przecież problem społeczny czy raczej problemy jakie się pojawią i to nie tylko w Grecji (bo z pewnością zacznie się emigracja za chlebem) wpłyną na życie każdego mieszkańca naszego kontynentu.
Na koniec chciałbym dodać, że co wcale nie mniej ważne (niż osobisty interes), że jednak jako członkowie wspólnoty mamy pewne obowiązki wynikające z argumentów czysto moralnych. Moim zdaniem nie trzeba do tego podpisywać żadnych traktatów, po prostu jest to czysto ludzki odruch (który w wielkiej polityce bardzo rzadko jest stosowany), że gdy ktoś jest w potrzebie to należy mu pomóc, szczególnie zawczasu.