Minęły właśnie obchody drugiej rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem. To co najbardziej rzuca się w oczy to brak zjednoczenia w uroczystościach upamiętniających. Dziwi to dlatego, że katastrofa ta nie była tragedią prywatną lecz tragedią narodową, zginęli nie tylko obywatele ale też najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego. Kaczyński coraz bardziej radykalnie wyraża swój brak akceptacji dla obecnie rządzących, myślę, że przyjdzie taki czas o ile już nie nadszedł, że uzna rząd Platformy Obywatelskiej za takich samych wrogów jak niegdyś PZPR. Świadczy o tym sposób w jaki obchodził tegoroczną rocznicę i fakt, że coraz bardziej sam spycha się na polityczny margines nie jeśli chodzi o poparcie tylko o stosunek do politycznego mainstreamu.
Pamiętam jak dwa lata temu, podczas uroczystości żałobnych czy pogrzebowych, nie do pomyślenia było urządzanie takich szopek politycznych jak robi to teraz Jarosław Kaczyński. Gdyby do Polski przyjechał ktoś w naszych wewnętrznych sprawach niezorientowany i przeszedł się na wiec upamiętniający katastrofę organizowany przez wcześniej wspomnianego pana to pomyślałby, że Polska cofnęła się co najmniej do lat pięćdziesiątych i tylko dzięki łaskawości władz ludzie protestujący jeszcze żyją i nie zostali rozstrzelani przez wojsko, które notabene współpracowało przy zabiciu poprzedniego prezydenta nawet kosztem kilku własnych posłów. Myślę, że oglądając prowadzącego wiec jak i emocje tłumu zebranych niejednemu przypomniały się czasy „Solidarności” kiedy ciemiężony przez złe władze naród domagał się prawdy. Nasuwa się pytanie czy Jarosław Kaczyński aby na pewno nie histeryzuje? Czy jego dobrowolne prawie już całkowite bojkotowanie prawa rządu do rządzenia wyrażane na przykład totalną negacją oficjalnych uroczystości nie jest lekką przesadą? Jarosław Kaczyński wraz ze swoim środowiskiem coraz bardziej oddala się od sfery publicznej i schodzi do podziemia tak jak kiedyś opozycjoniści czy chociażby pisarze. Myślę, że główna różnica pomiędzy tym co było kiedyś a tym co jest teraz jest taka, że PiS nie rządzi nie ze względu na represje ale dlatego, że naród już tej partii od jakiegoś czasu u władzy nie chce. Dlatego uderzanie w niemal rewolucyjne tony w stronę rzekomo ciemiężonego ludu traci sens gdy zobaczy się tą sprawę z szerszej perspektywy w kontekście tego, że jednak mamy demokrację i nic się aż tak strasznego jak na razie nie dzieje.
Dlatego dziwi mnie, że szef jednej z wiodących partii, brat nieżyjącego prezydenta zamiast uczestniczyć w uroczystościach upamiętniających katastrofę jako przedstawiciel państwa tworzy jakieś dziwne demonstracje bycia ofiarą systemu tak jakby akurat teraz był na to czas (demonstracje te są na tyle odrealnione, że przypominają bardziej performance artystyczny czy historyczną rekonstrukcję). Już nie wspominam o fakcie, że najlepiej byłoby gdyby polscy politycy na chwilę chociaż potrafili się zjednoczyć.