Relatywizowanie „jasnych” i „oczywistych” spraw jest głównym zarzutem kościoła katolickiego wobec wszystkich prądów czy środowisk z nim niezwiązanych, szczególnie intelektualnych. Kościół ten bardzo lubi przypominać o prawdzie jako naczelnej wartości, stojącej ponad wszelkimi interesami. Tak więc prawda oraz konieczność jej głoszenia jest głównym o ile nie jedynym celem, wręcz esencją działalności tej instytucji. Przecież księża ani biskupi nic nie produkują, nie walczą na wojnach ani nie wykonują żadnych innych tradycyjnie uznanych za pożyteczne dla danego społeczeństwa czynności, a nawet jeśli, to jest to poboczna działalność. No ale na ten argument odpowiedź zamieściłem powyżej, zajmuje się on ową prawdą, która jak już wcześniej wspomniałem stoi ponad wszelkimi interesami i jest generalnie rzecz biorąc najważniejsza. Należy więc sobie teraz zadać pytanie co by się stało gdyby okazało się, że kościół tej prawdy nie zna, czyli, że nie ma racji lub innymi słowy po prostu się myli w swoim sposobie tłumaczenia świata (sprawami istnienia czy natury boga podobnie jak biskupi nie będę się zajmował, przy opisie tej instytucji nie jest to w ogóle potrzebne tak samo jak nie trzeba się zajmować pojęciem honoru przy analizie zachowania „ludzi honoru”, zwanych z włoskiego mafiozami). Tak więc co się wtedy stanie. Odpowiedź jest prosta kościół straciłby racje bytu, legitymację istnienia jako instytucji (bo przecież nikt chyba nie zarzuci mi, chociaż na pewno mi ktoś zarzuci dlatego to piszę, że chodzi o legitymizacje istnienia ludzi ją tworzących, więc odpowiadam, że chodzi tu bardziej o stanowiska pracy niż życie księży). Ktoś powie, że główna funkcją kościoła jest wyjaśnianie świata, zajmowanie się sprawami duchowymi czy moralnymi lecz moim zdaniem pełni on przede wszystkim funkcje jednoczenia „narodu”, nie ważne wokół jakich wierzeń i tak rzadko kto bierze je na poważnie (uważał tak sam Roman Dmowski), oraz wielu współczesnych socjologów z tym, że Roman Dmowski twierdził, że to dobrze. Ale żeby kościół nadal mógł pełnić tą funkcję jak wiadomo nie musi mówić prawdy tylko musi zrobić tak żeby ludzie myśleli, że to co mówi jest prawdą albo nawet, żeby tak deklarowali, nawet jeśli w to nie wierzą. A co się dzieje gdy znajduje się ktoś kto udowadnia ponad wszelką wątpliwość, że kościół w jakiejś sprawie nie ma racji? Ludzie mogą zacząć dostrzegać, że nie wszystko co mówi ksiądz, biskup czy papież jest prawdą, a jeżeli tak by się stało instytucja straciłaby usprawiedliwienie dla całej swojej działalności i swoją szczególną pozycję, w tym przypadku tym kimś był Mikołaj Kopernik, który podważył nie wiadomo do dzisiaj skąd wziętą teorie, jakoby Ziemia znajdowała się w centrum wszechświata. Tak więc ówczesny papież miał rację, człowiek ten swoim czynem może nie tyle chciał zaszkodzić, co nieuchronną konsekwencją jego postępowania byłaby utrata pozycji kościoła katolickiego. Tak więc jeżeli porównamy tą instytucje do egotycznego dziecka, które uważa, ze jest w centrum świata i wszystko co się dzieje wokół, dzieje się w odniesieniu do niego, (i to wszystko dzieli się na dwie kategorie: na korzyść (dobre) oraz na niekorzyść (złe)), to rzeczywiście ma on racje, jednak czy Mikołaj Kopernik rzeczywiście stworzył swoją teorię żeby instytucji tej zaszkodzić? Przykład dość prosty, ktoś podważa zdanie instytucji to ta instytucja stara się nie dopuścić do uznania odkrycia, które podważałoby jej nieomylność. Jednak sprawy czasem idą jeszcze dalej. Otóż atakiem jest nawet zgadzanie się z naukami kościoła, czyli mówienie podobnie jak on, ale nie jako jego członek lecz niezależnie. Chodzi mi tutaj o prawa człowieka, jak wiadomo nie stoją one w jakiejś rażącej w sprzeczności z X przykazaniami a w większości przypadków nawet się pokrywają. Tak więc o co kościołowi może chodzić kiedy krytykuje ich istnienie? Otóż chodzi o to, że kościół katolicki nie tylko żyje z głoszenia prawdy, ale głównie z tego, że jest jedyną instytucją, która tą prawdę zna i może ją głosić, cała reszta osób, które również ją znają, wie to od kościoła, a kościół od boga. Tak więc każdy zewnętrzny element, który również uważa, że ją zna jest zagrożeniem dla istniejącego porządku, w którym to duchowni są w centrum „obiegu informacji” i są ich jedynymi prawowitymi twórcami czy interpretatorami. W czasach dzisiejszych jak wiadomo walka ta została przegrana a porządek zburzony, kościół musiał uznać naukę czy inne elementy, za pełnoprawne źródła wiedzy o człowieku i świecie, inaczej by się totalnie skompromitował gdyby na przykład dalej trwał na pewnych stanowiskach jak to, że Ziemia jest w centrum wszechświata („środowiska wrogie kościołowi” jak na przykład lekarze wymyślili szczepionki, transfuzje czy przeszczepy, na początku zostali za to „przeklęci” dokładnej nazwy tej klątwy nie znam ale nie jest to ważne). Tak więc chcąc zachować wiernych nie było innego wyjścia, kościół po prostu wycofał się (nie do końca o czym świadczy nadal obecny kreacjonizm) ze sfery nazwijmy to racjonalnego naukowego poznania (nastąpił nawet pierwszy krok do uznania antykoncepcji bez zaprzeczania wcześniejszym naukom), czyli używając metafory mógł mówić ludziom co jest na Marsie dopóki ludzie nie wysłali tam sondy kosmicznej (podobnie robili i robią niektórzy naukowcy, zdarza się, że to oni starają się zająć to miejsce ale o tym gdzie indziej). A wracając do prawdy jako przyczyny konieczności istnienia kościoła, (jak już mówiłem chodzi tu bardziej o to czy wierni myślą, że kościół ją zna), jak wcześniej pisałem oraz jak pokazują ostatnie wydarzenia owa prawda ten kościół cały czas niszczy, coraz to nowe badania naukowe podważają coraz więcej prawd wiary, postmodernizm odrzuca w ogóle istnienie „jedynej prawdy” czy wreszcie ujawnianie afer pedofilskich w tych kręgach, to są te ciągłe „ataki” na tą instytucje, przy czym nazywanie ich atakami ma swoją przyczynę, rzeczywiście szkodzą one kościołowi. No i na koniec pytanie, czy zrzucanie kogoś lub czegoś z piedestału, ściąganie w dyskursach na ziemię grupy ludzi, którzy dotąd uważali, że są ponad resztą ludzi (poza wszelką krytyką czy dyskusją) do pozycji im równej można nazwać dyskryminacją, prześladowaniem czy powodowaniem zaprzestania tego drugiej strony?
O autorze:
Piotr Sokołowski
Absolwent socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, autor liberalnego bloga sokolowski.na.liberte.pl
Przeczytaj również
Piotr Beniuszys
Bariery dla liberalizmu
Lektura obowiązkowa dla wszystkich zwolenników i zwolenniczek liberalnego ustroju!
Wojciech Sadurski
Konstytucyjny kryzys Polski
Książka stanowi zaktualizowane i przygotowane dla polskiego czytelnika wydanie „Poland's Constitutional Breakdown”.