Jednak na wstępie chciałbym zaznaczyć, że niekoniecznie chodzi tu o pierwotne założenie tej partii, które mówi o tym, że ma ona jednoczyć ludzi tak aby działali oni w sferze publicznej. PO rzeczywiście doprowadziła do zjednoczenia ludzi w kilku kwestiach jednak niekoniecznie tak jakby sobie tego życzyła.
Tak zwana „dzisiejsza młodzież” czy ogólnie młodzi ludzie, szczególnie internauci, nie słyną z obywatelskiego udzielania się. Raczej stereotypowo postrzega się ich jako wyizolowanych chuderlaków, którzy cały swój czas spędzają przed komputerem i nie interesuje ich nic poza uzyskaniem wyższego levelu jakiejś umiejętności dla postaci z ulubionej gry, ewentualnie dyskutowanie o tym na forum oczywiście internetowym. Tymczasem w Wiadomościach widzimy tysiące całkowicie normalnie wyglądających ludzi, pełnych energii i zapału w walce o dostęp do szeroko pojętej kultury i możliwości wymiany informacji, a wszystko to za sprawą działań Platformy Obywatelskiej.
Co takiego zrobiła ta partia, że potrafiła jednym podpisem zaktywizować tych, na których wielu socjologów, już dawno postawiło krzyżyk? Otóż jak się okazuje, jedna pomyłka może przynieść więcej dobrego niż nawet sto podpisów pod ustawami mającymi na celu zaktywizowanie obywatelskie ludzi młodych. Chyba wszyscy są zgodni (często po politycznej szkodzie), że ACTA jest zbyt staroświeckim rozwiązaniem, ponieważ postuluje kontrolę piractwa metodami, które okazały się nieskuteczne nawet na bazarach czy giełdach komputerowych.
To bardzo krzepiące, pomimo tego, że idee, o które się walczy być może nie są zbyt górnolotne (bo chodzi tu albo o palenie trawki albo o swobodny dostęp do internetowych treści, chociaż w tym drugim wypadku już bardziej bo efektem wycofania podpisu przez polski rząd jest nadal bardzo szeroki i niespotykany wcześniej dostęp do kultury, ACTA z pewnością by go utrudniło), ale sam fakt, że ludzie młodzi potrafią się zjednoczyć, zrobić coś i wywrzeć rzeczywisty wpływ na rząd. Nigdy wcześniej dostęp do dóbr kulturowych i ogólnie rzecz biorąc informacji nie był tak powszechny i przede wszystkim tak prosty (co w dobie dzisiejszego lenistwa jest równie ważne) jak teraz i to właśnie dzięki brakowi regulacji. Osobiście uznałbym to za nawet wyższą i ważniejszą wartość niż ochrona praw autorskich, na którą trzeba dzisiaj inaczej spojrzeć. Co więcej, mój pogląd podziela wielu twórców, którzy po prostu pogodzili się z tym, że większość dochodów będą musieli uzyskać z innych niż sprzedaż płyt źródeł. Bo czy świadomość bycia słuchanym przez miliony osób na całym świecie nie jest ważniejsza od kolejnego miliona dolarów? Również dla niszowych artystów, którzy czasem nawet muszą szukać tak zwanej normalnej pracy musi satysfakcjonować to, że grono ich odbiorców jest wielokrotnie większe, pomimo tego, że zyski ze sprzedaży mniejsze.
Moim zdaniem ściganiem właścicieli stron gdzie wymieniane są dobra kulturowe nie ma sensu. Absurdalna jest sama sytuacja gdy muzycy sprzedają płyty gdy tymczasem ogromna większość słucha mp3. Myślę, że z czasem znajdzie się jakieś rozwiązanie, które nie ograniczy dostępu do dóbr kulturowych ale też pozwoli na nich zarabiać ich twórcom. Mogłoby to być na przykład wypłacanie artystom części zysków z reklam, a kapitał społeczny zbudowany na protestach przeciwko ACTA z pewnością kiedyś zaprocentuje ponieważ młodzi ludzie zobaczyli, że warto coś robić.
P.S. Nie popieram piractwa, ale chodzi mi o to, że interesów twórców należy bronić bez ograniczania dostępu do ich twórczości.